niedziela, 8 marca 2020

Levada do Norte




Będąc na wyspie warto również spędzić choć jedno przedpołudnie na spacer lewadą.

Jest to kanał irygacyjny służący przepływowi deszczówki z części północnej na południe wyspy. Madera posiada bardzo gęstą sieć irygacyjną 200, co stanowi długość 2500km. 

To niesamowite,że po dziś dzień te powstałe w XVI kanały dostarczają nieprzerwanie wody mieszkańcom najodleglejszych domostw. W sposób w pełni wystarczający nawadniają uprawy bananowców czy trzcin cukrowych. Skorzystaliśmy ze ścieżki biegnącej wzdłuż kanału aby odkryć przepiękne mniej uczęszczane zakątki prowadzące na szczyt najwyższego klifu Madery.


Zaraz za centrum Camara de Lobos droga zaczęła się wznosić na coraz to bardziej stromych wzgórzach wulkanicznych, momentami przewyższenia były na tyle strome, że wydawały się być nieosiągalne. Wysiedliśmy zaraz za Caminho da Cruz ds Caldeira, a następnie rozpoczęliśmy naszą wędrówkę kierując się według mapy, zaraz za drogowskazem czeka na nas inny świat.


Ścieżka prowadziła przez winnice, nie spodziewałam się, że podczas tego spaceru spełni się to marzenie. Było to niesamowite przeżycie, spacerować mając nad sobą przepiękne winorośle, przez które przedzierały się złociste promienie porannego słońca. Co ciekawe bezpośrednio przy kanale mieściły się również domy mieszkańców. Przechodząc obok nich, zostaliśmy bardzo miło powitani przez ich właścicieli.
Zaraz za winnicami roztaczała się malownicza panorama wyspy przepełniona przepiękną roślinnością gdzie nie gdzie wkomponowanymi budynkami. 


 Po pewnym czasie naszej wędrówki dotarliśmy do prehistorycznego lasu wawrzynowego Laurissilva będącego ostoją lasu pierwotnego pozostającego poza wpływem człowieka. To tam ujrzałam najpiękniejszy w życiu widok idealnej harmonii w naturze przepełnionej zapachem wonnych eukaliptusów.

To był czas jak ze snów, każdy zakręt odkrywał coraz to piękniejsze widoki. Po drodze spotkaliśmy kilku czworonożnych mieszkańców.










Ostatni odcinek był bardziej wymagający, ścieżka zaczęła się stawać coraz to bardziej pochyła. Na jej końcu znajdował się nasz cel-Cabo Girao. 
Ten najpiękniejszy a zarazem najwyższy klif Madery dał nam jedne z najpiękniejszych panoram podczas tej podróży. Dodatkowo widok jaki mieliśmy pod sobą będąc na przeszklonym tarasie wprawiał nas w osłupienie. Zobaczcie sami.