To
była nasza druga podroż do Czarnogóry, druga i mam nadzieje ze
nieostatnia.
Tym
razem postanowiliśmy ze spędzimy więcej czasu niż za pierwszym
razem w Zatoce Kotorskiej żeby moc odkryć w niej więcej
imponujących zakątków.
To
była bardzo dobra decyzja, gdyż za pierwszym razem tylko
widzieliśmy Kotor w dwóch odsłonach - w pełnym świetle dziennym
a także pod osłoną nocy, kiedy twierdza była pięknie podkreślona
oświetleniem. Do dziś mam ten widok w pamięci.
Przed
wyjazdem przeczytałam na temat Boki Kotorskiej na wielu blogach
podróżniczych, a także zobaczyłam wiele fotografii zatoki, przez
co nie musiałam się zastanawiać nad wyborem miejsca wypoczynku dla
pierwszych dni naszych wakacji. Po raz pierwszy zarezerwowaliśmy
noclegi przez airbnb- jak się później okazało, był to strzał w
10.
Właściciele
przywitali nas bardzo serdecznie.
Po
długiej trasie zostaliśmy przyjęci domowymi specjałami i pyszna
kawa, przy której rozmowy nie miały końca.
Później
gospodarze zaprosili nas na spacer do mariny i centrum miasta.
Jak
się od nich dowiedzieliśmy, przystań została odrestaurowana przez
kanadyjskiego biznesmena, który uczynił z niej luksusowy kompleks
wypoczynkowy połączony z portem, w którym cumują ekskluzywne
jachty.
Z
Porto Montenegro roztacza się bajeczny widok na morska ton. Tego
wieczoru trafiliśmy na koncert rockowej kapeli.
Podczas
kolejnych dni odkrywaliśmy Tivat i z każdym krokiem coraz bardziej
się w nim zakochiwaliśmy. Nazajutrz wybraliśmy się w kierunku
morza. Przeszliśmy przez aleję cyprysów, a naszym oczom ukazały
się przepiękne fiordy i bajecznie piękna zatoka. Przepadliśmy tam
całkowicie, a to był dopiero początek naszych odkryć.
Nie należymy do rannych ptaszków, ale udało się nam kąpać się w morzu podczas wschodu słońca, kiedy promienie zaczęły się przedzierać przez szczyty, żeby następnie rozświetlić tafle wody.
Tamtejsza
przyroda jest tak piękna, że z każdą minutą stajesz się coraz
szczęśliwszy.
Czarnogóra ma w sobie coś nieporównywalnego i nieodgadnionego. Będąc tam po raz drugi zdecydowaliśmy się odkryć Zatokę Kotorską.
Po
kilku dniach odpoczynku odwiedziliśmy Perast. Po raz pierwszy
trafiliśmy tam przed samym zachodem słońca, dzięki czemu,
widzieliśmy jak z każdą minutą zatoka zatapia się w złocie
zachodzącego słońca. Ponownie wybraliśmy się tam rankiem, żeby
zobaczyć jak najwięcej, a także by napić się tam porannej kawy.
Usiedliśmy nad samym brzegiem morza, aby móc rozkoszować się
onieśmielającym pięknem natury. Po kawie wybraliśmy się na
spacer. Miasteczko rozcina wąska droga, biegnąca tuż przy linii
stykania się lądu z morzem, z jednej strony, a z drugiej jest
otoczona przepięknymi budynkami architektury weneckiej.
Oprócz
niecodziennych widoków Perast daje nam dużo spokoju, gdyż pomimo
sezonu turystycznego w pełni, nie zostaniemy tam przygnieceni tłumem
podróżników.
Z
Perastu rozciąga się bajeczny krajobraz Zatoki Kotorskiej
urozmaicony obecnością dwóch wysepek położonych nieopodal
brzegu. Na pierwszej z nich, w kolejności od miasteczka - Sveti
Dordje (Świętego Jerzego) urzekającej dużymi cyprysami, a także
średniowiecznym kościółkiem jednakże jest niedostępna dla
zwiedzających. Z Perastu możemy bez problemu dostać się motorówką
na drugą wysepkę Gospa od Škrpjela czyli Matki Boskiej na Skale.
Jest o wiele większa od wysepki Świętego Jerzego, według zapisków
była rozbudowywana przez zatapianie głazów.
W 1630 roku
wzniesiono duży kościół Matki Boskiej na Skale, a po kilku latach
również dzwonnice. W jego wnętrzu, ujrzymy liczne srebrne płytki
z płaskorzeźbami ofiarowanymi przez marynarzy w podziękowaniu
Maryi za ocalenie ich przed śmiercią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz