Żeby uniknąć
intensywnego słońca wybraliśmy się na podbój twierdzy Kotorskiej
o 7 rano. Miasto jeszcze było pogrążone w błogim śnie, kelnerzy
dopiero otwierali okiennice kawiarni, a sprzedawcy rozkładali swoje
towary. Po wcześniejszych wskazówkach udało nam się odnaleźć
bramę północną, za która znajduje się jeden ze szlaków
prowadzących przez mury obronne aż na szczyt twierdzy. Był to
idealny czas gdyż słonce jeszcze nie zdarzyło w pełni wzejść,
dzięki czemu spacer na szczyt był bardzo przyjemny.
Z każdym
krokiem naszym oczom ukazywała się coraz to piękniejsza panorama –
za linią terakotowych dachów zaczęła coraz dalej rozlewać się
szafirowa tafla zatoki, a zza skał przedzierały się pierwsze
złociste promienie.
Liczące około 1500 schodów mury obronne
powstały w XV wieku, dziś są przemierzane żeby oddać się
przyjemności odkrywania nieskazitelnego piękna zatoki.
Gdy dotarliśmy
na szczyt mogliśmy w pełni cieszyć się zniewalająco piękną
panoramą i poczuć wiatr we włosach.
Podczas drogi
powrotnej, gdy byliśmy już w połowie trasy widzieliśmy jak u
podnóża zaczynają zbierać się tłumy turystów.
Lemoniada i
pyszne espresso były idealnym zwieńczeniem pięknego poranka.
Następnie krok
po kroku odkrywaliśmy starówkę, uliczka po uliczce. Na przestrzeni
wieków w Kotorze mieszały się różne kultury i wyznania przez co
powstało tam kilka świątyń rożnych religii. Gdy dotarliśmy na
plac, naszym oczom ukazała się katedra świętego Tryfona, idealnie
współgrająca z malowniczym wzgórzem. Jest również możliwość
zwiedzania wnętrza, a także podziwiania rynku z tarasu. My jednak
wybraliśmy spacer romantycznymi zaułkami.
Udało nam się zobaczyć wnętrze cerkwi św. Łukasza w którym znajdują się świetnie zachowane ikony, a całość świątyni wypełnia aromat świec wotywnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz