sobota, 11 sierpnia 2018

Montenegro, je t`aime



To była nasza druga podroż do Czarnogóry, druga i mam nadzieje ze nieostatnia.
Tym razem postanowiliśmy ze spędzimy więcej czasu niż za pierwszym razem w Zatoce Kotorskiej żeby moc odkryć w niej więcej imponujących zakątków.
To była bardzo dobra decyzja, gdyż za pierwszym razem tylko widzieliśmy Kotor w dwóch odsłonach - w pełnym świetle dziennym a także pod osłoną nocy, kiedy twierdza była pięknie podkreślona oświetleniem. Do dziś mam ten widok w pamięci.


Przed wyjazdem przeczytałam na temat Boki Kotorskiej na wielu blogach podróżniczych, a także zobaczyłam wiele fotografii zatoki, przez co nie musiałam się zastanawiać nad wyborem miejsca wypoczynku dla pierwszych dni naszych wakacji. Po raz pierwszy zarezerwowaliśmy noclegi przez airbnb- jak się później okazało, był to strzał w 10.
Właściciele przywitali nas bardzo serdecznie.
Po długiej trasie zostaliśmy przyjęci domowymi specjałami i pyszna kawa, przy której rozmowy nie miały końca.
Później gospodarze zaprosili nas na spacer do mariny i centrum miasta.
Jak się od nich dowiedzieliśmy, przystań została odrestaurowana przez kanadyjskiego biznesmena, który uczynił z niej luksusowy kompleks wypoczynkowy połączony z portem, w którym cumują ekskluzywne jachty.

Z Porto Montenegro roztacza się bajeczny widok na morska ton. Tego wieczoru trafiliśmy na koncert rockowej kapeli.

Podczas kolejnych dni odkrywaliśmy Tivat i z każdym krokiem coraz bardziej się w nim zakochiwaliśmy. Nazajutrz wybraliśmy się w kierunku morza. Przeszliśmy przez aleję cyprysów, a naszym oczom ukazały się przepiękne fiordy i bajecznie piękna zatoka. Przepadliśmy tam całkowicie, a to był dopiero początek naszych odkryć.

Nie należymy do rannych ptaszków, ale udało się nam kąpać się w morzu podczas wschodu słońca, kiedy promienie zaczęły się przedzierać przez szczyty, żeby następnie rozświetlić tafle wody.
Tamtejsza przyroda jest tak piękna, że z każdą minutą stajesz się coraz szczęśliwszy.


Czarnogóra ma w sobie coś nieporównywalnego i nieodgadnionego. Będąc tam po raz drugi zdecydowaliśmy się odkryć Zatokę Kotorską.

Po kilku dniach odpoczynku odwiedziliśmy Perast. Po raz pierwszy trafiliśmy tam przed samym zachodem słońca, dzięki czemu, widzieliśmy jak z każdą minutą zatoka zatapia się w złocie zachodzącego słońca. Ponownie wybraliśmy się tam rankiem, żeby zobaczyć jak najwięcej, a także by napić się tam porannej kawy. Usiedliśmy nad samym brzegiem morza, aby móc rozkoszować się onieśmielającym pięknem natury. Po kawie wybraliśmy się na spacer. Miasteczko rozcina wąska droga, biegnąca tuż przy linii stykania się lądu z morzem, z jednej strony, a z drugiej jest otoczona przepięknymi budynkami architektury weneckiej.









Oprócz niecodziennych widoków Perast daje nam dużo spokoju, gdyż pomimo sezonu turystycznego w pełni, nie zostaniemy tam przygnieceni tłumem podróżników.

 

Z Perastu rozciąga się bajeczny krajobraz Zatoki Kotorskiej urozmaicony obecnością dwóch wysepek położonych nieopodal brzegu. Na pierwszej z nich, w kolejności od miasteczka - Sveti Dordje (Świętego Jerzego) urzekającej dużymi cyprysami, a także średniowiecznym kościółkiem jednakże jest niedostępna dla zwiedzających. Z Perastu możemy bez problemu dostać się motorówką na drugą wysepkę Gospa od Škrpjela czyli Matki Boskiej na Skale. Jest o wiele większa od wysepki Świętego Jerzego, według zapisków była rozbudowywana przez zatapianie głazów.


 

W 1630 roku wzniesiono duży kościół Matki Boskiej na Skale, a po kilku latach również dzwonnice. W jego wnętrzu, ujrzymy liczne srebrne płytki z płaskorzeźbami ofiarowanymi przez marynarzy w podziękowaniu Maryi za ocalenie ich przed śmiercią.

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz